7 stycznia 2013

Rozdział II


Witam po dłużej przerwie! Wiem, że czekałyście na rozdział, więc mam nadzieję, że jego długość wam to wynagrodzi :) ~ Earl Grey
~
            Louis nie miał bladego pojęcia, co się właściwie dzieje. Szedł do domu, skrótem przez park. Spotkał jakiś oszołomów mówiących o piciu krwi. Jeden z nich, zanim chłopak się zorientował, złapał go  świat wywrócił się do góry nogami. A potem wszystko zgadło. Nic nie widział, nic nie słyszał, czuł jedynie obejmujące go ręce.
            I nagle pojawili się w jakimś zaułku.
            - Co…
            - Idziemy. – Mulat złapał go za nadgarstek i zaprowadził do kamienicy naprzeciw. Zeszli po schodkach do sutereny, a potem puścił Louisa i zwrócił się do swojego kolegi, tego z lokami: - Masz klucz?
            Ten skinął głową i otworzył drzwi, dziwnie ciężkie i grube.
            - Srebro – wyjaśnił Loczek, odpowiadając na zdziwione spojrzenia. – Nie można się teleportować ani tu, ani stąd; w ściany całej kamienicy jest wbudowane srebro, które powstrzymuje wampiry.
            - Nie wiedziałem, że możemy się teleportować – powiedział Liam. Przerażony Louis zauważył napięte mięśnie jego szczęki i szyi, jakby bardzo się przed czymś powstrzymywał. Spoglądał on na chłopaka wygłodzonym wzrokiem, aż ten musiał się cofnąć pół kroku.
            - Dam ci grupę zero – powiedział mulat do Liama, kierując się do kuchni. – Praktycznie nie ma smaku, więc… - Zatrzymał się i odwrócił. Gość nie szedł za nim, tylko wciąż wpatrywał się w Louisa. Chłopak popatrzył na niego przerażonym wzrokiem, po czym znów spojrzał na Liama.
            Widać było, że bardzo się przed czymś powstrzymuje. Dłonie miał zaciśnięte w pięści, wargi mocno zaciśnięte. Mimo to postąpił krok do przodu…
            Jego oczy jarzyły się dziwnym blaskiem. Na dolnej wardze błysnęły dwie kropelki krwi, gdy wysunęły się na nią dwa białe, błyszczące i ostre kły.  Louis czuł serce walące mu szybko w klatce piersiowej. W tym momencie powinien sobie myśleć coś w stylu O mój Boże, to się nie dzieje naprawdę, to mi się tylko śni – ale tak nie było. Przerażała go realność tej sytuacji.
            Cofnął się jeszcze krok do tyłu, opierając się o drewnianą komodę. Nie wiedział, co ma teraz zrobić… Liam również zrobił krok do przodu. Potem kolejny.
            A potem złapał jedną ręką jego głowę, odchylił ją i wbił kły w szyję ledwo co oddychającego ze strachu Louisa.

            - Liam! – krzyknął Harold, próbując odciągnąć nowo poznanego wampira od śmiertelnika. Szlag. Jak na ironię, prawda? Ten, który wytrwał bez krwi więcej, niż Harold kiedykolwiek, właśnie został pokonany przez wampirzą potrzebę.
            Chłopak wyciągnął zza paska srebrny sztylet i wbił go bez zastanowienia w ramię Liama. Ten porażony bólem puścił śmiertelnika, który osunął się na ziemię. Zayn przytknął Liamowi do ust butelkę krwi, po którą pobiegł wcześniej.
            Harold przyklęknął przy śmiertelniku. Mimo że Liam nie zdążył wypić dużo jego krwi, ten wyglądał na osłabionego.
            - Hej, wszystko będzie w porządku – powiedział, zbierając palcami dwie krople krwi, które ukazały się na jego bladej skórze. Spojrzał na czerwień na swoich opuszkach, po czym wytarł je w spodnie. Ludzka krew nie robiła już na nim wrażenia. – Jak masz na imię?
            - Louis – odparł śmiertelnik cicho, próbując uspokoić oddech. W jego oczach czaiło się przerażenie, gdy spoglądał na wampira.
            - Ja jestem Harold. Mnie się nie musisz bać, już dawno nie ugryzłem człowieka. Od 1981 roku.
            - Czyli wszyscy jesteście wampirami? – spytał Louis, choć zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie. Harold potaknął i pomógł mu wstać. – Skoro nie gryzłeś człowieka…
            - Krew butelkowana – powiedział, spoglądając w stronę Liama, który wychylał już drugą z rzędu. Jego kły już się schowały, a wzrok złagodniał. W kącikach ust miał resztki ciemnoczerwonego płynu, przez co wyglądał nieco okrutnie.
            Liam oddał Zaynowi pustą butelkę i otarł usta grzbietem dłoni. Spojrzał przepraszająco na Louisa.
            - Na razie lepiej żebym nie przebywał ze śmiertelnikiem w jednym pomieszczeniu – stwierdził cicho. Harold pokiwał głową.
            - Pogadamy sobie w kuchni. A wy możecie usiąść w salonie… Ty mu wszystko wyjaśnisz – zwrócił się Zayn do przyjaciela. – Ma prawo wiedzieć. I zdezynfekuj mu ranę.
            Harold pokiwał głową. Od czasów wojny mieli z Zaynem obsesję na tym punkcie… Widzieli tylu kolegów, którzy zlekceważyli zwykłe zadrapania, w które potem wdały się paskudne zakażenia, doprowadzające do kalectwa albo śmierci. Wiedzieli, że takie ugryzienie nie powinno być niebezpieczne, ale nie umieli zmienić swoich przyzwyczajeń.
            Chłopak kazał Louisowi usiąść na kanapie, a sam wyjął z jednej z kuchennych szafek wodę utlenioną i dwa małe plastry. Niby będąc wampirem leczył się przez sen, ale takie rzeczy zawsze musiał mieć w pogotowiu… Na przykład na takie przypadki jak ten.
            - Przechyl trochę głowę – powiedział do śmiertelnika, siadając obok niego. Ten posłusznie to zrobił. Harold polał ranki wodą, po czym wytarł chusteczką i zalepił plastrami. Dotykając tej delikatnej, śmiertelnej skóry, czuł się bardzo dziwnie. Ogólnie czuł się dziwnie siedząc przy takiej osobie, jaką kiedyś sam był. Te niewinne niebieskie oczy, delikatne ciało…
            Harold odsunął się od Louisa.
            - Gotowe. Możesz pytać o co chcesz.
            Chłopak skinął głową i chwilę się zastanowił.
            - Ile masz lat?
            Wampira zdziwiło to pytanie, ale odpowiedział niemal automatycznie.
            - Sto piętnaście. A ty? – wyrwało mu się.
            - Trochę mniej – odparł z uśmiechem. – Dwadzieścia.
            - Studiujesz?
            - Filologię angielską. Najnudniejszy kierunek świata, uwierz mi.
            - Też chciałbym coś studiować – westchnął Harold. – Ale przed wojną jeszcze o tym nie myślałem, a po…
            - Jeśli można… – powiedział cicho śmiertelny. – Jak staliście się wampirami?
            - Druga bitwa pod Ypres, 1915 – odparł równie cicho Harold, wracając wspomnieniami do tamtych okrutnych czasów. – Niemcy użyli gazów bojowych, nie byliśmy przygotowani. Ja zostałem przemieniony pierwszy… Potem wróciłem po Zayna.
            Louis skinął głową. – I od tego czasu tu mieszkacie?
            - Nie. – Harold pokręcił głową. – Różnie bywało. Pracujemy dla MacKay Security & Investigation, więc mieszkamy tam gdzie pracujemy. Przez jakieś ostatnie dziesięć lat to był zamek Angusa MacKaya w Edynburgu.
            - To jest jakaś agencja detektywistyczna?
            - Dla istot nadprzyrodzonych.
            - Nie muszę zgadywać, że jest was dość dużo.
            - Owszem – potwierdził chłopak.
            - A to, co stało się w parku…
            - To nasza obecna robota – wyjaśnił Styles. – Szukaliśmy Malkontentów, czyli złych wampirów, którzy są odpowiedzialni za ostatnie zabójstwa. Jeden z nich jak widać przemienił Liama, ale ten nie chciał pić ludzkiej krwi…
            - I tak mu się udało. – Z gorzkim uśmiechem Louis dotknął szyi.
            - Chcieliśmy ci po tym wszystkim wyczyścić umysł…
            - Kolejna wampirza umiejętność?
            Harold skinął głową. – Ale jak widać, masz bardzo silną barierę wokół umysłu. Rzadko zdarzają się takie przypadki… A czasem nawet mają ukryte moce.
            - Ukryte moce? – spytał z powątpiewaniem, unosząc śmiesznie brwi. Harold parsknął śmiechem.
            - Nieważne. Dużo dziś przeszedłeś, mogę cię odstawić do domu – zaproponował. Louis zacisnął wargi i przytaknął.
            - Tak będzie najlepiej. Ale… - zająknął się.
            - Tak? – spytał Styles.
            - Mogę was czasem odwiedzić, prawda? – zapytał nieśmiało. – W końcu, tak jakby uratowaliście mi życie… A że i tak nie zapomnę o was…
            - Jasne. – Wampir położył mu dłoń na ramieniu. – To co, gdzie mam cię teleportować?
            - Do tego parku. Mieszkam dosłownie obok.
            Styles wstał i razem z Louisem wyszli przed kamienicę. Wrócili do tamtego zaułka i chłopak objął mocno drugiego.
            - Trzymaj się – powiedział i poczuł ręce śmiertelnika oplatające się wokół jego pasa. Stłumił to dziwne uczucie, które zrodziło się w jego brzuchu, a potem obaj zniknęli.

***

            Zayn oparł się o blat kuchenny, w ręce trzymając kubek bloffee, krwi o smaku kawy, podgrzanej uprzednio w mikrofalówce. Liamowi podał taki sam, gdy ten oparł się o stół kuchenny naprzeciw niego.
            - Boże, czuję się tak strasznie… - westchnął chłopak, obejmując kubek obiema dłońmi. – Wcześniej się umiałem powstrzymać, ale teraz…
            - Nic się nie stało – zapewnił go Zayn. – Chłopak zje czekoladę i się prześpi, a będzie zdrów jak ryba.
            - A czy on przypadkiem… No wiesz, nie przemieni się? – spytał niepewnie. Zayn spojrzał na niego uważnie.
            - Nie powiedzieli ci za dużo, prawda?
            Liam pokręcił głową. – Obudziłem się zeszłej nocy w jakimś starym magazynie czy czymś i powiedzieli mi, że jestem wampirem… Wiem tylko tyle, co zdołałem zobaczyć.
            - Czyli wiesz, że każdego dnia zapadamy w śmiertelny sen, a jeśli zostaniemy przez ten czas na słońcu, to zmienimy się w popiół. – Liam przytaknął, więc mulat kontynuował. – To samo stanie się z nami jeśli zostanie nam odcięta głowa. Jeśli jakaś kończyna – tylko ona zniknie. Jak widać, dzielimy się na dobrych i złych.
            - Malkontenci to ci źli – powiedział chłopak.
            - Twierdzą, że wampiry nie powinny porzucać drapieżczej natury. Walczymy z nimi, w szczególności MacKay S&I, agencja ochroniarsko-detektywistyczna dla istot nadprzyrodzonych.
            - Czyli istnieją wilkołaki i tak dalej? – Liam otworzył szeroko oczy. Zayn pokiwał głową.
            - Właściwie są to zmiennokształtni. Nie tylko wilki, ale i niedźwiedzie… Znam nawet jednego delfina – powiedział, uśmiechając się. – Wracając do tematu… Malkontenci nie przemieniają osób bez powodu. Najczęściej są one im w jakiś sposób potrzebne, więc wybierają je starannie.
            Liam zmarszczył brwi. – Ale ja nie jestem nikim specjalnym. Jestem zwykłym studentem…
            - A co studiujesz? – spytał Zayn.
            - Biotechnologię.
            Wampir zacisnął usta w wąską linię.
            - Dobry z tego jesteś? – odezwał się po chwili.
            - Cóż, tak właściwie to chyba tak…
            - Kurwa mać – zaklął Zayn. – Chcą odtworzyć serum Romana.
            Liam spojrzał na niego pytająco. – A co to serum ma robić i kto to jest Roman?
            - Roman Draganesti,  który wynalazł syntetyczną krew. Stworzył serum, które pozwala wampirom żyć w dzień. Dalej nie mogą wychodzić na słońce, ale nie zasypiają śmiertelnym snem. Malkontenci już od dawna chcieli je ukraść, ale bez powodzenia.
            - I sądzisz, że ja bym potrafił zrobić takie coś?
            - Skoro cię przemienili, a jak sam twierdzisz jesteś dobry… To zgaduję że tak. Ale całe szczęście że cię odbiliśmy, jeśli się mogę tak wyrazić. Pomożesz nam w schwytaniu tych Malkontentów… Prawda? – spojrzał na niego niepewnie.  Liam pokiwał głową.
            Nagle usłyszeli trzask drzwi.
            - Czy Harold… - zaczął Zayn, idąc w tamtą stronę. W mieszkaniu nie zauważył ani przyjaciela, ani śmiertelnika. – O nie.
            Mulat wybiegł na zewnątrz, a drugi wampir za nim. Kiedy wyszli zobaczyli akurat znikającego Loczka ze śmiertelnikiem. Zayn zamrugał kilka razy.
            - No nie wierzę.
            - Coś nie tak?
            - Dzieciak go gdzieś teleportował. Puścił go wolno. – Chłopak spojrzał na drugiego szeroko otwartymi oczami. – On nas chce chyba pozabijać.
            - Ale śmiertelnik nie powinien przecież nikomu o tym powiedzieć. Raczej jest na tyle rozsądny…
            W tym momencie zmaterializował się przy nich Harold.
            - Coś ty zrobił?! – krzyknął Zayn, popychając go na ścianę kamienicy.
            - Teleportowałem do domu – odparł spokojnie.
            - Puściłeś go. Czy ty wiesz, na jakie ryzyko nas naraziłeś?!
            - Przecież żaden inny śmiertelnik mu nie uwierzy, że zobaczył wampiry!
            - Ale jak go Malkontenci znajdą to już po nas!
            Mina Harolda zrzedła, ale starał się być opanowany.
            - Louis ma silną barierę wokół umysłu. Nie przekroczą jej.
            - Ale mogą go torturować, co go złamie psychicznie – warknął Zayn. – Oszalałeś do reszty! Wracaj tam po niego. Nie możemy go puścić wolno.
            Drugi wampir pokręcił głową.
            - Teraz to ty oszalałeś. Louis będzie bezpieczny, ja o to zadbam.
            - Niby jak? W nocy on śpi, w dzień ty.
            - Ale Malkontenci też śpią w dzień.
            - Już niedługo. Chcą odtworzyć serum pozwalające na życie w dzień. Do tego potrzebowali Liama. A jeśli znajdą kogoś na jego miejsce… Twój Louis ma przechlapane.
            - Jasne, bo trzymalibyśmy go pod kluczem. Zayn, spokojnie. Jeśli okaże się że ma jakieś zdolności, zatrudnimy go jako dziennego strażnika, żaden problem. Nie denerwuj się. – Harold położył mu ręce na ramionach. – Proszę.
            Zayn westchnął, ale pokiwał głową z rezygnacją. – Masz rację. Przepraszam.
            - Wróćmy do mieszkania i pogadajmy, Liam pewnie ma informacje co do kryjówki Malkontentów i tak dalej.
            - Dobra. Ale dalej uważam, że to bardzo zła decyzja.

***

            Kiedy Louis zobaczył znikającą sylwetkę Harolda, odwrócił się i powoli wszedł po kilku schodkach. Wyciągnął klucze z kieszeni płaszcza i otworzył drzwi domu, po czym skierował się na piętro, do swojego wynajętego pokoju. Uśmiechnął się do stojącej przy oknie na korytarzu Eleanor, która rozmawiała przez telefon – tylko w tym miejscu był zasięg. Współlokatorka pomachała do niego, po czym powróciła do rozmawiania. Chłopak wszedł do swojego pokoju, usiadł na łóżku i nagle niczym pocisk trafiło go to, co właściwie się przed chwilą stało.
            Nigdy nie zastanawiał się nad tym, czy wampiry istnieją czy nie, ale nie był też niedowiearkiem: uwierzył w to, co zobaczył. Lecz teraz, w przytulnym domu, wynajmowanym z kilkoma innymi studentami, wydawało się to bardzo surrealistyczne… Ale nie niemożliwe.
            Lou pojrzał na zegar wiszący po drugiej stronie pomieszczenia – wskazywał dopiero za dziesięć jedenastą. On jednak był tak bardzo zmęczony, że od razu przebrał się w piżamę. Utrata krwi i stres dały mu nieźle w kość. Nawet nie pomyślał o wieczornej toalecie – po prostu położył się do łóżka, a zasnął w momencie gdy jego głowa dotknęła poduszki.

            Kiedy rano zadzwonił budzik, chłopak miał wrażenie, że spał jedynie pięć minut. Otworzył okrutnie bolące oczy i niewiele ogarniając udał się do łazienki, po czym musiał wrócić do pokoju, bo zapomniał zabrać ubrań.
            Dopiero po chwili, kiedy przemył sobie twarz zimną wodą, odzyskał jasność myślenia. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze – wyglądał strasznie. Podkrążone oczy, blada cera…
            Dwa małe plastry na szyi.
            Louis odlepił je delikatnie, podczas gdy przez jego głowę przelatywały wspomnienia wczorajszego wieczora – szczególnie to, gdy pewien wampir opatrywał mu ranki, muskając delikatnie opuszkami jego skórę…
            Jego oczom ukazały się dwa strupy, pamiątka po ugryzieniu. Chłopak westchnął ciężko i oparł się obiema rękami o umywalkę. I co on ma teraz z tym zrobić? Zapomnieć? Nie ma mowy. Ale w takim razie co?...
            Ktoś zaczął pukać do łazienki tak nagle, że Lou aż podskoczył ze strachu.
            - Pospiesz się, Tomlinson! – usłyszał głos Dave’a, z którym dzielił piętro i łazienkę.
            - Juuuż. – Louis przeczesał włosy, założył koszulkę i wyszedł. – Co ci tak spieszno?
            - Siedziałeś tam już pół godziny.
            - Serio? – zdziwił się. – W takim razie wybacz, stary.
            Dave nie odpowiedział, tylko wszedł do łazienki i trzasnął drzwiami. Lou wzruszył ramionami i wrócił do pokoju. Do torby zapakował gruby kołonotatnik A4 i kilka książek potrzebnych mu tego dnia. Przybrał na twarz maskę dobrego humoru i zszedł na dół.
            W kuchni siedziały już obie mieszkające na parterze dziewczyny – Eleanor i Olivia – jedząc śniadanie.
            - Cześć – przywitały się z nim równocześnie. Kiwnął im głową i sięgnął do szafki w której trzymali słodycze, skąd wyjął tabliczkę czekolady.
            - Nie powinieneś zjeść czegoś konkretniejszego? – spytała Eleanor. – Śniadanie to podstawowy posiłek dnia – wyrecytowała.
            - Potrzebuję energii.
            - To coś ty wczoraj robił? – Olivia nalała mu kawy z uprzednio przygotowanego dzbanka.
            - Wampir mnie ugryzł – powiedział wskazując na szyję i poruszając zabawnie brwiami. Dziewczyny się roześmiały, a wchodzący w tym  momencie do pomieszczenia zmarszczył brwi.
            - A co tu tak wesoło z rana?
            - Nasz Lou miał przygodę z wampirem – powiedziała brunetka z uśmiechem, nalewając kawę również i drugiemu chłopakowi.
            - To pewnie była kobieta, wampirzyca. Bardzo piękna zapewne. – Dave usiadł przy stole razem z resztą.
            - Noo, nawet trzy. Miałem niezłe wzięcie.
            Pozostała trójka się roześmiała, po czym wszyscy w dobrej atmosferze dokończyli śniadanie. Potem Lou i El poszli razem na autobus – studiowali na tym samym wydziale, tyle że kierunkiem dziewczyny było językoznawstwo.
            - A tak na serio, to co ci się stało? – spytała, kiedy wsiedli do czerwonego piętrusa.
            - Mówiłem. Wampir mnie ugryzł.
            Eleanor pokręciła głową z uśmiechem. – Ty to nigdy nie umiesz przestać żartować, prawda?
            Louis odpowiedział jej również uśmiechem. Gdyby nie to, że zawsze miał opinię wesołka i żartownisia, cała reszta wsadziłaby go jak najprędzej do pociągu jadącego do Wariatkowa.
            Henrietta Street 26 – ten adres nie chciał wyjść z jego myśli, odkąd Harold – albo Harry, jak go nazywał w myślach – podał mu go, kiedy odprowadził go z miejsca teleporacji te kilkanaście metrów pod dom. Wczorajszego wieczora spytał, czy może ich odwiedzić, a ten się zgodził… Jednak czy przychodzenie tak wcześnie jak dziś miałoby sens? Czy oni mają jakiekolwiek szanse na normalną znajomość? Raczej nie. Powinien zapomnieć, a przynajmniej udawać, że tak jest…
            Ale zafascynowały go te wampiry. Cóż, nie co dzień możesz się teleportować. A jemu się to udało już nawet dwukrotnie.
            - Wysiadamy, śpiąca królewno. – Eleanor szturchnęła go łokciem.
            - Ja wcale nie śpię! – odparł oburzony, ale poszedł za przyjaciółką.
            - To ja idę na moje wykłady. Do zobaczenia na lunchu!
            Louis pomachał dziewczynie po czym udał się w swoją stronę.
            Za nic nie umiał się skupić na żadnym wykładzie. Jego myśli wciąż uciekały do wampirów. Mówili, że ma silny umysł i nie mogą mu wymazać pamięci – a więc co jeszcze umieją? Skoro wymazywać pamięć, to kontrolować umysł. Mogą się teleportować. Piją krew z butelek. Mają swoją agencję ochroniarsko-detektywistyczną. A poza tym dzielą się na dobrych i złych. Coś jeszcze?
            Nie, nie mogę tego tak zostawić – pomyślał. Muszę się o nich więcej dowiedzieć. A co jak mam jakieś ukryte moce, jak mówił Harry? Muszę ich odwiedzić jeszcze dziś.
            Jednak nawet z takim postanowieniem nie było mu lepiej – był jeszcze bardziej niecierpliwy. Kiedy jego przedostatnie zajęcia skończyły się o pół do czwartej, postanowił już nie iść na następne. Na kupionej za kilka pensów w kiosku mapie znalazł podaną mu przez Harry’ego ulicę i poszedł na najbliższy przystanek. Musiał poczekać kilka minut, ale w końcu autobus przyjechał.
            Kiedy z jedną przesiadką dotarł do Harriet Street, Słońce chyliło się już powoli ku zachodowi. Chłopak znalazł drzwi z numerem 26 i zadzwonił. Nie wiedział, co wampiry robią w dzień – może jak w Zmierzchu czy Pamiętnikach Wampirów chodzą do liceum? Musiał zadzwonić po raz drugi, bo nikt nie otwierał. W końcu z westchnieniem złapał za klamkę… A ona gładko obróciła się pod jego dłonią i drzwi stanęły otworem.
            Zaskoczony chłopak stał w progu, nie wiedząc co ma zrobić. Wejść? Tak po prostu? Niby nie powinien…
            Ciekawość zwyciężyła.
            Zszedł do sutereny, ale jej drzwi były zamknięte. Znów walcząc z ciekawością zajrzał pod wycieraczkę, gdzie znalazł leżący pojedynczy klucz.
            Pracują w jakiejś agencji ochroniarskiej a sami nie potrafią zadbać o swoje bezpieczeństwo? - zdziwił się. Mimo to wsunął klucz w zamek i przekręcił. Drzwi się otwarły, a on schował klucz na swoje miejsce i wszedł do środka.
            Wreszcie mógł zobaczyć mieszkanie w świetle dziennym. Promienie słoneczne wpadały przez umieszczone wyżej okna, oświetlając nowoczesne wnętrze. Chłopak obszedł wszystkie pokoje – jednak ani śladu wampirów. Już zrezygnowany miał zostawić notatkę ze swoim numerem telefonu, kiedy zobaczył drzwi, za które jeszcze nie wszedł.
            Zapukał, ale nikt nie odpowiedział. Nacisnął klamkę, a one otworzyły się ciężko – jeszcze ciężej niż drzwi wejściowe. Pokój ten nie miał okien, więc było w nim całkowicie ciemno. Louis wymacał na ścianie włącznik światła – a kiedy pomieszczenie rozjaśniło światło żarówki, ten aż wstrzymał oddech.
            Na samym środku pokoju stały trzy trumny – dwie stare, eleganckie, trzecia nowa. Chłopak spodziewał się czegoś takiego… Ale nie spodziewał się, jakie to na nim wrażenie wywrze. A więc musieli po prostu spać w dzień. Pod ścianą zauważył lodówkę. Zajrzał do niej: zapełniona była butelkami z krwią, których etykietki informowały o danej grupie. Najwięcej było A+ i B+, chociaż znalazło się też kilka 0- czy AB+.
            Lou zagryzł wargę patrząc na hebanową trumnę stojącą tuż obok mahoniowej. Mógł się założyć, że była ona własnością Harolda. Miał przemożną chęć otworzenia jej… Ale czy mógł?
            Raz kozie śmierć – pomyślał, po czym odchylił wieko. Tak jak się spodziewał, ujrzał w niej Harry’ego. Jego loki były rozsypane na białym aksamicie, niewiele jaśniejszym niż skóra chłopaka. Ubrany był w ciemnozieloną, flanelową piżamę, która na pewno pasowałaby do jego zielonych oczu.
            Nie myśl tak nawet – skarcił się w myślach. Otworzył dwie pozostałe trumny – w mahoniowej leżał mulat, którego imienia chłopak nie poznał, a w tej nowej Liam, który go ugryzł.
            - Hej, Harold? – spytał, kładąc mu rękę na ramieniu z zamiarem obudzenia go. Od razu ją jednak cofnął – ciało chłopaka było przeraźliwe zimne. – Harold? – spytał ponownie, kładąc mu rękę na szyi – równie zimna. I niewyczuwalny puls.
            Chłopak odskoczył przerażony. Przecież wczoraj widział rumieńce na jego policzkach! Jego krew płynęła w żyłach! Więc co teraz?
            Podbiegł do drugiej trumny i złapał nadgarstek mulata – to samo, z Liamem też.
            Czy to znaczyło, że oni… Nie żyją? Ale tak naprawdę?
            Nie, musiało na to istnieć jakieś logiczne wyjaśnienie. Mimo to mózg Lou zaczął sam tworzyć czarne scenariusze. Może drzwi były otwarte dlatego że ktoś wcześniej tu wszedł i ich zabił? Ale w takim razie gdzie kołki w ich klatkach piersiowych? Może je wyjęli? Podciągnął koszulę Harry’ego, ale wszystko było w porządku. Przy okazji zdziwił się, widząc tatuaż – dwa ptaki. Poprawił jednak z powrotem górną część garderoby wampira. A może to jakaś trucizna?
            W końcu poddał się i usiadł pod ścianą. Nie wiedział co czy jak, ale wiedział jedno – wszystkie trzy wampiry były martwe. Nie nieumarłe.
            Martwe.

3 komentarze:

  1. Witam! Dopiero dzisiaj znalazłam to opowiadanie. Przeczytałam od razu, aż do tego momentu. Strasznie wciąga. Jeszcze nie spotkałam się z pomieszaniem 1D i wampirów. Bardzo pomysłowe, nie powiem C:
    Masz talent do pisania, Czyta się szybko i przyjemnie. Ogólnie miałaś wspaniały pomysł i cieszę się, że zamieściłaś je tutaj :) Ogólnie fabuła mnie wciągnęła i możesz się mnie tu nie raz spodziewać. To dopiero drugi rozdział, a ja już nie mogę się doczekać i rozmyślam co bd dalej.
    Życzę dużo weny i pozdrawiam! PAAA!

    OdpowiedzUsuń
  2. Opowiadanie jest wspaniałe. Bardzo mnie wciągnęło, a najbardziej rozśmieszyła mnie ostatni scenka, kiedy Louis wchodzi do ich domu i myśli, że są martwi. To było bardzo dobre. Zresztą masz wielki talent, który na szczęście wykorzystujesz. U ciebie nie da się zgadnąć co będzie w następnym rozdziale, a to się zdarza bardzo rzadko, przez co masz u mnie wielkiego plusa.
    Kiedy kolejny rozdział ? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. łał. *.* pierwszy raz spotkałam opo. z 1D i wampirami. muszę przyznać, że pisanie idzie Wam świetnie ;D wszystko trzymacie w tajemnicy i nie wiadomo co dalej. macie u mnie wielkiego plusa :D:D
    czekam na nn i mam nadzieję, że zerkniecie ;) http://hue-hue-1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń