Witam po dłużej przerwie! Wiem, że czekałyście na rozdział, więc mam nadzieję, że jego długość wam to wynagrodzi :) ~ Earl Grey
~
Louis
nie miał bladego pojęcia, co się właściwie dzieje. Szedł do domu, skrótem przez
park. Spotkał jakiś oszołomów mówiących o piciu krwi. Jeden z nich, zanim
chłopak się zorientował, złapał go świat
wywrócił się do góry nogami. A potem wszystko zgadło. Nic nie widział, nic nie
słyszał, czuł jedynie obejmujące go ręce.
I
nagle pojawili się w jakimś zaułku.
-
Co…
-
Idziemy. – Mulat złapał go za nadgarstek i zaprowadził do kamienicy naprzeciw.
Zeszli po schodkach do sutereny, a potem puścił Louisa i zwrócił się do swojego
kolegi, tego z lokami: - Masz klucz?
Ten
skinął głową i otworzył drzwi, dziwnie ciężkie i grube.
-
Srebro – wyjaśnił Loczek, odpowiadając na zdziwione spojrzenia. – Nie można się
teleportować ani tu, ani stąd; w ściany całej kamienicy jest wbudowane srebro,
które powstrzymuje wampiry.
-
Nie wiedziałem, że możemy się teleportować – powiedział Liam. Przerażony Louis
zauważył napięte mięśnie jego szczęki i szyi, jakby bardzo się przed czymś
powstrzymywał. Spoglądał on na chłopaka wygłodzonym wzrokiem, aż ten musiał się
cofnąć pół kroku.
-
Dam ci grupę zero – powiedział mulat do Liama, kierując się do kuchni. –
Praktycznie nie ma smaku, więc… - Zatrzymał się i odwrócił. Gość nie szedł za
nim, tylko wciąż wpatrywał się w Louisa. Chłopak popatrzył na niego przerażonym
wzrokiem, po czym znów spojrzał na Liama.
Widać
było, że bardzo się przed czymś powstrzymuje. Dłonie miał zaciśnięte w pięści,
wargi mocno zaciśnięte. Mimo to postąpił krok do przodu…
Jego
oczy jarzyły się dziwnym blaskiem. Na dolnej wardze błysnęły dwie kropelki
krwi, gdy wysunęły się na nią dwa białe, błyszczące i ostre kły. Louis czuł serce walące mu szybko w klatce
piersiowej. W tym momencie powinien sobie myśleć coś w stylu O mój Boże, to się nie dzieje naprawdę, to mi
się tylko śni – ale tak nie było. Przerażała go realność tej sytuacji.
Cofnął
się jeszcze krok do tyłu, opierając się o drewnianą komodę. Nie wiedział, co ma
teraz zrobić… Liam również zrobił krok do przodu. Potem kolejny.
A
potem złapał jedną ręką jego głowę, odchylił ją i wbił kły w szyję ledwo co
oddychającego ze strachu Louisa.
-
Liam! – krzyknął Harold, próbując odciągnąć nowo poznanego wampira od
śmiertelnika. Szlag. Jak na ironię, prawda? Ten, który wytrwał bez krwi więcej,
niż Harold kiedykolwiek, właśnie został pokonany przez wampirzą potrzebę.
Chłopak
wyciągnął zza paska srebrny sztylet i wbił go bez zastanowienia w ramię Liama.
Ten porażony bólem puścił śmiertelnika, który osunął się na ziemię. Zayn
przytknął Liamowi do ust butelkę krwi, po którą pobiegł wcześniej.
Harold
przyklęknął przy śmiertelniku. Mimo że Liam nie zdążył wypić dużo jego krwi,
ten wyglądał na osłabionego.
-
Hej, wszystko będzie w porządku – powiedział, zbierając palcami dwie krople
krwi, które ukazały się na jego bladej skórze. Spojrzał na czerwień na swoich
opuszkach, po czym wytarł je w spodnie. Ludzka krew nie robiła już na nim
wrażenia. – Jak masz na imię?
-
Louis – odparł śmiertelnik cicho, próbując uspokoić oddech. W jego oczach
czaiło się przerażenie, gdy spoglądał na wampira.
-
Ja jestem Harold. Mnie się nie musisz bać, już dawno nie ugryzłem człowieka. Od
1981 roku.
-
Czyli wszyscy jesteście wampirami? – spytał Louis, choć zabrzmiało to bardziej
jak stwierdzenie. Harold potaknął i pomógł mu wstać. – Skoro nie gryzłeś
człowieka…
-
Krew butelkowana – powiedział, spoglądając w stronę Liama, który wychylał już
drugą z rzędu. Jego kły już się schowały, a wzrok złagodniał. W kącikach ust
miał resztki ciemnoczerwonego płynu, przez co wyglądał nieco okrutnie.
Liam
oddał Zaynowi pustą butelkę i otarł usta grzbietem dłoni. Spojrzał
przepraszająco na Louisa.
-
Na razie lepiej żebym nie przebywał ze śmiertelnikiem w jednym pomieszczeniu –
stwierdził cicho. Harold pokiwał głową.
-
Pogadamy sobie w kuchni. A wy możecie usiąść w salonie… Ty mu wszystko
wyjaśnisz – zwrócił się Zayn do przyjaciela. – Ma prawo wiedzieć. I zdezynfekuj
mu ranę.
Harold
pokiwał głową. Od czasów wojny mieli z Zaynem obsesję na tym punkcie… Widzieli
tylu kolegów, którzy zlekceważyli zwykłe zadrapania, w które potem wdały się
paskudne zakażenia, doprowadzające do kalectwa albo śmierci. Wiedzieli, że
takie ugryzienie nie powinno być niebezpieczne, ale nie umieli zmienić swoich przyzwyczajeń.
Chłopak
kazał Louisowi usiąść na kanapie, a sam wyjął z jednej z kuchennych szafek wodę
utlenioną i dwa małe plastry. Niby będąc wampirem leczył się przez sen, ale
takie rzeczy zawsze musiał mieć w pogotowiu… Na przykład na takie przypadki jak
ten.
-
Przechyl trochę głowę – powiedział do śmiertelnika, siadając obok niego. Ten
posłusznie to zrobił. Harold polał ranki wodą, po czym wytarł chusteczką i
zalepił plastrami. Dotykając tej delikatnej, śmiertelnej skóry, czuł się bardzo
dziwnie. Ogólnie czuł się dziwnie siedząc przy takiej osobie, jaką kiedyś sam
był. Te niewinne niebieskie oczy, delikatne ciało…
Harold
odsunął się od Louisa.
-
Gotowe. Możesz pytać o co chcesz.
Chłopak
skinął głową i chwilę się zastanowił.
-
Ile masz lat?
Wampira
zdziwiło to pytanie, ale odpowiedział niemal automatycznie.
-
Sto piętnaście. A ty? – wyrwało mu się.
-
Trochę mniej – odparł z uśmiechem. – Dwadzieścia.
-
Studiujesz?
-
Filologię angielską. Najnudniejszy kierunek świata, uwierz mi.
-
Też chciałbym coś studiować – westchnął Harold. – Ale przed wojną jeszcze o tym
nie myślałem, a po…
-
Jeśli można… – powiedział cicho śmiertelny. – Jak staliście się wampirami?
-
Druga bitwa pod Ypres, 1915 – odparł równie cicho Harold, wracając
wspomnieniami do tamtych okrutnych czasów. – Niemcy użyli gazów bojowych, nie
byliśmy przygotowani. Ja zostałem przemieniony pierwszy… Potem wróciłem po
Zayna.
Louis
skinął głową. – I od tego czasu tu mieszkacie?
-
Nie. – Harold pokręcił głową. – Różnie bywało. Pracujemy dla MacKay Security
& Investigation, więc mieszkamy tam gdzie pracujemy. Przez jakieś ostatnie
dziesięć lat to był zamek Angusa MacKaya w Edynburgu.
-
To jest jakaś agencja detektywistyczna?
-
Dla istot nadprzyrodzonych.
-
Nie muszę zgadywać, że jest was dość dużo.
-
Owszem – potwierdził chłopak.
-
A to, co stało się w parku…
-
To nasza obecna robota – wyjaśnił Styles. – Szukaliśmy Malkontentów, czyli
złych wampirów, którzy są odpowiedzialni za ostatnie zabójstwa. Jeden z nich
jak widać przemienił Liama, ale ten nie chciał pić ludzkiej krwi…
-
I tak mu się udało. – Z gorzkim uśmiechem Louis dotknął szyi.
-
Chcieliśmy ci po tym wszystkim wyczyścić umysł…
-
Kolejna wampirza umiejętność?
Harold
skinął głową. – Ale jak widać, masz bardzo silną barierę wokół umysłu. Rzadko
zdarzają się takie przypadki… A czasem nawet mają ukryte moce.
-
Ukryte moce? – spytał z powątpiewaniem, unosząc śmiesznie brwi. Harold parsknął
śmiechem.
-
Nieważne. Dużo dziś przeszedłeś, mogę cię odstawić do domu – zaproponował.
Louis zacisnął wargi i przytaknął.
-
Tak będzie najlepiej. Ale… - zająknął się.
-
Tak? – spytał Styles.
-
Mogę was czasem odwiedzić, prawda? – zapytał nieśmiało. – W końcu, tak jakby
uratowaliście mi życie… A że i tak nie zapomnę o was…
-
Jasne. – Wampir położył mu dłoń na ramieniu. – To co, gdzie mam cię
teleportować?
-
Do tego parku. Mieszkam dosłownie obok.
Styles
wstał i razem z Louisem wyszli przed kamienicę. Wrócili do tamtego zaułka i
chłopak objął mocno drugiego.
-
Trzymaj się – powiedział i poczuł ręce śmiertelnika oplatające się wokół jego pasa.
Stłumił to dziwne uczucie, które zrodziło się w jego brzuchu, a potem obaj
zniknęli.
***
Zayn
oparł się o blat kuchenny, w ręce trzymając kubek bloffee, krwi o smaku kawy,
podgrzanej uprzednio w mikrofalówce. Liamowi podał taki sam, gdy ten oparł się
o stół kuchenny naprzeciw niego.
-
Boże, czuję się tak strasznie… - westchnął chłopak, obejmując kubek obiema
dłońmi. – Wcześniej się umiałem powstrzymać, ale teraz…
-
Nic się nie stało – zapewnił go Zayn. – Chłopak zje czekoladę i się prześpi, a
będzie zdrów jak ryba.
-
A czy on przypadkiem… No wiesz, nie przemieni się? – spytał niepewnie. Zayn
spojrzał na niego uważnie.
-
Nie powiedzieli ci za dużo, prawda?
Liam
pokręcił głową. – Obudziłem się zeszłej nocy w jakimś starym magazynie czy
czymś i powiedzieli mi, że jestem wampirem… Wiem tylko tyle, co zdołałem
zobaczyć.
-
Czyli wiesz, że każdego dnia zapadamy w śmiertelny sen, a jeśli zostaniemy
przez ten czas na słońcu, to zmienimy się w popiół. – Liam przytaknął, więc
mulat kontynuował. – To samo stanie się z nami jeśli zostanie nam odcięta
głowa. Jeśli jakaś kończyna – tylko ona zniknie. Jak widać, dzielimy się na
dobrych i złych.
-
Malkontenci to ci źli – powiedział chłopak.
-
Twierdzą, że wampiry nie powinny porzucać drapieżczej natury. Walczymy z nimi,
w szczególności MacKay S&I, agencja ochroniarsko-detektywistyczna dla istot
nadprzyrodzonych.
-
Czyli istnieją wilkołaki i tak dalej? – Liam otworzył szeroko oczy. Zayn
pokiwał głową.
-
Właściwie są to zmiennokształtni. Nie tylko wilki, ale i niedźwiedzie… Znam
nawet jednego delfina – powiedział, uśmiechając się. – Wracając do tematu…
Malkontenci nie przemieniają osób bez powodu. Najczęściej są one im w jakiś
sposób potrzebne, więc wybierają je starannie.
Liam
zmarszczył brwi. – Ale ja nie jestem nikim specjalnym. Jestem zwykłym
studentem…
-
A co studiujesz? – spytał Zayn.
-
Biotechnologię.
Wampir
zacisnął usta w wąską linię.
-
Dobry z tego jesteś? – odezwał się po chwili.
-
Cóż, tak właściwie to chyba tak…
-
Kurwa mać – zaklął Zayn. – Chcą odtworzyć serum Romana.
Liam
spojrzał na niego pytająco. – A co to serum ma robić i kto to jest Roman?
-
Roman Draganesti, który wynalazł
syntetyczną krew. Stworzył serum, które pozwala wampirom żyć w dzień. Dalej nie
mogą wychodzić na słońce, ale nie zasypiają śmiertelnym snem. Malkontenci już
od dawna chcieli je ukraść, ale bez powodzenia.
-
I sądzisz, że ja bym potrafił zrobić takie coś?
-
Skoro cię przemienili, a jak sam twierdzisz jesteś dobry… To zgaduję że tak.
Ale całe szczęście że cię odbiliśmy, jeśli się mogę tak wyrazić. Pomożesz nam w
schwytaniu tych Malkontentów… Prawda? – spojrzał na niego niepewnie. Liam pokiwał głową.
Nagle
usłyszeli trzask drzwi.
-
Czy Harold… - zaczął Zayn, idąc w tamtą stronę. W mieszkaniu nie zauważył ani
przyjaciela, ani śmiertelnika. – O nie.
Mulat
wybiegł na zewnątrz, a drugi wampir za nim. Kiedy wyszli zobaczyli akurat
znikającego Loczka ze śmiertelnikiem. Zayn zamrugał kilka razy.
-
No nie wierzę.
-
Coś nie tak?
-
Dzieciak go gdzieś teleportował. Puścił go wolno. – Chłopak spojrzał na
drugiego szeroko otwartymi oczami. – On nas chce chyba pozabijać.
-
Ale śmiertelnik nie powinien przecież nikomu o tym powiedzieć. Raczej jest na
tyle rozsądny…
W
tym momencie zmaterializował się przy nich Harold.
-
Coś ty zrobił?! – krzyknął Zayn, popychając go na ścianę kamienicy.
-
Teleportowałem do domu – odparł spokojnie.
-
Puściłeś go. Czy ty wiesz, na jakie ryzyko nas naraziłeś?!
-
Przecież żaden inny śmiertelnik mu nie uwierzy, że zobaczył wampiry!
-
Ale jak go Malkontenci znajdą to już po nas!
Mina
Harolda zrzedła, ale starał się być opanowany.
-
Louis ma silną barierę wokół umysłu. Nie przekroczą jej.
-
Ale mogą go torturować, co go złamie psychicznie – warknął Zayn. – Oszalałeś do
reszty! Wracaj tam po niego. Nie możemy go puścić wolno.
Drugi
wampir pokręcił głową.
-
Teraz to ty oszalałeś. Louis będzie bezpieczny, ja o to zadbam.
-
Niby jak? W nocy on śpi, w dzień ty.
-
Ale Malkontenci też śpią w dzień.
-
Już niedługo. Chcą odtworzyć serum pozwalające na życie w dzień. Do tego
potrzebowali Liama. A jeśli znajdą kogoś na jego miejsce… Twój Louis ma
przechlapane.
-
Jasne, bo trzymalibyśmy go pod kluczem. Zayn, spokojnie. Jeśli okaże się że ma
jakieś zdolności, zatrudnimy go jako dziennego strażnika, żaden problem. Nie
denerwuj się. – Harold położył mu ręce na ramionach. – Proszę.
Zayn
westchnął, ale pokiwał głową z rezygnacją. – Masz rację. Przepraszam.
-
Wróćmy do mieszkania i pogadajmy, Liam pewnie ma informacje co do kryjówki
Malkontentów i tak dalej.
-
Dobra. Ale dalej uważam, że to bardzo zła decyzja.
***
Kiedy
Louis zobaczył znikającą sylwetkę Harolda, odwrócił się i powoli wszedł po
kilku schodkach. Wyciągnął klucze z kieszeni płaszcza i otworzył drzwi domu, po
czym skierował się na piętro, do swojego wynajętego pokoju. Uśmiechnął się do
stojącej przy oknie na korytarzu Eleanor, która rozmawiała przez telefon –
tylko w tym miejscu był zasięg. Współlokatorka pomachała do niego, po czym
powróciła do rozmawiania. Chłopak wszedł do swojego pokoju, usiadł na łóżku i
nagle niczym pocisk trafiło go to, co właściwie się przed chwilą stało.
Nigdy
nie zastanawiał się nad tym, czy wampiry istnieją czy nie, ale nie był też
niedowiearkiem: uwierzył w to, co zobaczył. Lecz teraz, w przytulnym domu, wynajmowanym
z kilkoma innymi studentami, wydawało się to bardzo surrealistyczne… Ale nie
niemożliwe.
Lou
pojrzał na zegar wiszący po drugiej stronie pomieszczenia – wskazywał dopiero
za dziesięć jedenastą. On jednak był tak bardzo zmęczony, że od razu przebrał
się w piżamę. Utrata krwi i stres dały mu nieźle w kość. Nawet nie pomyślał o
wieczornej toalecie – po prostu położył się do łóżka, a zasnął w momencie gdy
jego głowa dotknęła poduszki.
Kiedy
rano zadzwonił budzik, chłopak miał wrażenie, że spał jedynie pięć minut. Otworzył
okrutnie bolące oczy i niewiele ogarniając udał się do łazienki, po czym musiał
wrócić do pokoju, bo zapomniał zabrać ubrań.
Dopiero
po chwili, kiedy przemył sobie twarz zimną wodą, odzyskał jasność myślenia. Spojrzał
na swoje odbicie w lustrze – wyglądał strasznie. Podkrążone oczy, blada cera…
Dwa
małe plastry na szyi.
Louis
odlepił je delikatnie, podczas gdy przez jego głowę przelatywały wspomnienia
wczorajszego wieczora – szczególnie to, gdy pewien wampir opatrywał mu ranki,
muskając delikatnie opuszkami jego skórę…
Jego
oczom ukazały się dwa strupy, pamiątka po ugryzieniu. Chłopak westchnął ciężko
i oparł się obiema rękami o umywalkę. I co on ma teraz z tym zrobić? Zapomnieć?
Nie ma mowy. Ale w takim razie co?...
Ktoś
zaczął pukać do łazienki tak nagle, że Lou aż podskoczył ze strachu.
-
Pospiesz się, Tomlinson! – usłyszał głos Dave’a, z którym dzielił piętro i
łazienkę.
-
Juuuż. – Louis przeczesał włosy, założył koszulkę i wyszedł. – Co ci tak
spieszno?
-
Siedziałeś tam już pół godziny.
-
Serio? – zdziwił się. – W takim razie wybacz, stary.
Dave
nie odpowiedział, tylko wszedł do łazienki i trzasnął drzwiami. Lou wzruszył
ramionami i wrócił do pokoju. Do torby zapakował gruby kołonotatnik A4 i kilka
książek potrzebnych mu tego dnia. Przybrał na twarz maskę dobrego humoru i
zszedł na dół.
W
kuchni siedziały już obie mieszkające na parterze dziewczyny – Eleanor i Olivia
– jedząc śniadanie.
-
Cześć – przywitały się z nim równocześnie. Kiwnął im głową i sięgnął do szafki
w której trzymali słodycze, skąd wyjął tabliczkę czekolady.
-
Nie powinieneś zjeść czegoś konkretniejszego? – spytała Eleanor. – Śniadanie to
podstawowy posiłek dnia – wyrecytowała.
-
Potrzebuję energii.
-
To coś ty wczoraj robił? – Olivia nalała mu kawy z uprzednio przygotowanego
dzbanka.
-
Wampir mnie ugryzł – powiedział wskazując na szyję i poruszając zabawnie
brwiami. Dziewczyny się roześmiały, a wchodzący w tym momencie do pomieszczenia zmarszczył brwi.
-
A co tu tak wesoło z rana?
-
Nasz Lou miał przygodę z wampirem – powiedziała brunetka z uśmiechem, nalewając
kawę również i drugiemu chłopakowi.
-
To pewnie była kobieta, wampirzyca. Bardzo piękna zapewne. – Dave usiadł przy
stole razem z resztą.
-
Noo, nawet trzy. Miałem niezłe wzięcie.
Pozostała
trójka się roześmiała, po czym wszyscy w dobrej atmosferze dokończyli
śniadanie. Potem Lou i El poszli razem na autobus – studiowali na tym samym
wydziale, tyle że kierunkiem dziewczyny było językoznawstwo.
-
A tak na serio, to co ci się stało? – spytała, kiedy wsiedli do czerwonego
piętrusa.
-
Mówiłem. Wampir mnie ugryzł.
Eleanor
pokręciła głową z uśmiechem. – Ty to nigdy nie umiesz przestać żartować,
prawda?
Louis
odpowiedział jej również uśmiechem. Gdyby nie to, że zawsze miał opinię wesołka
i żartownisia, cała reszta wsadziłaby go jak najprędzej do pociągu jadącego do
Wariatkowa.
Henrietta Street 26 – ten adres nie
chciał wyjść z jego myśli, odkąd Harold – albo Harry, jak go nazywał w myślach –
podał mu go, kiedy odprowadził go z miejsca teleporacji te kilkanaście metrów
pod dom. Wczorajszego wieczora spytał, czy może ich odwiedzić, a ten się
zgodził… Jednak czy przychodzenie tak wcześnie jak dziś miałoby sens? Czy oni
mają jakiekolwiek szanse na normalną znajomość? Raczej nie. Powinien zapomnieć,
a przynajmniej udawać, że tak jest…
Ale
zafascynowały go te wampiry. Cóż, nie co dzień możesz się teleportować. A jemu
się to udało już nawet dwukrotnie.
-
Wysiadamy, śpiąca królewno. – Eleanor szturchnęła go łokciem.
-
Ja wcale nie śpię! – odparł oburzony, ale poszedł za przyjaciółką.
-
To ja idę na moje wykłady. Do zobaczenia na lunchu!
Louis
pomachał dziewczynie po czym udał się w swoją stronę.
Za
nic nie umiał się skupić na żadnym wykładzie. Jego myśli wciąż uciekały do wampirów.
Mówili, że ma silny umysł i nie mogą mu wymazać pamięci – a więc co jeszcze
umieją? Skoro wymazywać pamięć, to kontrolować umysł. Mogą się teleportować.
Piją krew z butelek. Mają swoją agencję ochroniarsko-detektywistyczną. A poza
tym dzielą się na dobrych i złych. Coś jeszcze?
Nie, nie mogę tego tak zostawić –
pomyślał. Muszę się o nich więcej
dowiedzieć. A co jak mam jakieś ukryte moce, jak mówił Harry? Muszę ich
odwiedzić jeszcze dziś.
Jednak
nawet z takim postanowieniem nie było mu lepiej – był jeszcze bardziej
niecierpliwy. Kiedy jego przedostatnie zajęcia skończyły się o pół do czwartej,
postanowił już nie iść na następne. Na kupionej za kilka pensów w kiosku mapie
znalazł podaną mu przez Harry’ego ulicę i poszedł na najbliższy przystanek.
Musiał poczekać kilka minut, ale w końcu autobus przyjechał.
Kiedy
z jedną przesiadką dotarł do Harriet Street, Słońce chyliło się już powoli ku
zachodowi. Chłopak znalazł drzwi z numerem 26 i zadzwonił. Nie wiedział, co
wampiry robią w dzień – może jak w Zmierzchu
czy Pamiętnikach Wampirów chodzą do
liceum? Musiał zadzwonić po raz drugi, bo nikt nie otwierał. W końcu z
westchnieniem złapał za klamkę… A ona gładko obróciła się pod jego dłonią i
drzwi stanęły otworem.
Zaskoczony
chłopak stał w progu, nie wiedząc co ma zrobić. Wejść? Tak po prostu? Niby nie
powinien…
Ciekawość
zwyciężyła.
Zszedł
do sutereny, ale jej drzwi były zamknięte. Znów walcząc z ciekawością zajrzał
pod wycieraczkę, gdzie znalazł leżący pojedynczy klucz.
Pracują w jakiejś agencji ochroniarskiej a
sami nie potrafią zadbać o swoje bezpieczeństwo? - zdziwił się. Mimo to
wsunął klucz w zamek i przekręcił. Drzwi się otwarły, a on schował klucz na
swoje miejsce i wszedł do środka.
Wreszcie
mógł zobaczyć mieszkanie w świetle dziennym. Promienie słoneczne wpadały przez
umieszczone wyżej okna, oświetlając nowoczesne wnętrze. Chłopak obszedł
wszystkie pokoje – jednak ani śladu wampirów. Już zrezygnowany miał zostawić notatkę
ze swoim numerem telefonu, kiedy zobaczył drzwi, za które jeszcze nie wszedł.
Zapukał,
ale nikt nie odpowiedział. Nacisnął klamkę, a one otworzyły się ciężko –
jeszcze ciężej niż drzwi wejściowe. Pokój ten nie miał okien, więc było w nim
całkowicie ciemno. Louis wymacał na ścianie włącznik światła – a kiedy pomieszczenie
rozjaśniło światło żarówki, ten aż wstrzymał oddech.
Na
samym środku pokoju stały trzy trumny – dwie stare, eleganckie, trzecia nowa.
Chłopak spodziewał się czegoś takiego… Ale nie spodziewał się, jakie to na nim
wrażenie wywrze. A więc musieli po prostu spać w dzień. Pod ścianą zauważył
lodówkę. Zajrzał do niej: zapełniona była butelkami z krwią, których etykietki
informowały o danej grupie. Najwięcej było A+ i B+, chociaż znalazło się też
kilka 0- czy AB+.
Lou
zagryzł wargę patrząc na hebanową trumnę stojącą tuż obok mahoniowej. Mógł się
założyć, że była ona własnością Harolda. Miał przemożną chęć otworzenia jej…
Ale czy mógł?
Raz kozie śmierć – pomyślał, po czym
odchylił wieko. Tak jak się spodziewał, ujrzał w niej Harry’ego. Jego loki były
rozsypane na białym aksamicie, niewiele jaśniejszym niż skóra chłopaka. Ubrany
był w ciemnozieloną, flanelową piżamę, która na pewno pasowałaby do jego
zielonych oczu.
Nie myśl tak nawet – skarcił się w
myślach. Otworzył dwie pozostałe trumny – w mahoniowej leżał mulat, którego
imienia chłopak nie poznał, a w tej nowej Liam, który go ugryzł.
-
Hej, Harold? – spytał, kładąc mu rękę na ramieniu z zamiarem obudzenia go. Od
razu ją jednak cofnął – ciało chłopaka było przeraźliwe zimne. – Harold? –
spytał ponownie, kładąc mu rękę na szyi – równie zimna. I niewyczuwalny puls.
Chłopak
odskoczył przerażony. Przecież wczoraj widział rumieńce na jego policzkach!
Jego krew płynęła w żyłach! Więc co teraz?
Podbiegł
do drugiej trumny i złapał nadgarstek mulata – to samo, z Liamem też.
Czy
to znaczyło, że oni… Nie żyją? Ale tak naprawdę?
Nie,
musiało na to istnieć jakieś logiczne wyjaśnienie. Mimo to mózg Lou zaczął sam
tworzyć czarne scenariusze. Może drzwi
były otwarte dlatego że ktoś wcześniej tu wszedł i ich zabił? Ale w takim
razie gdzie kołki w ich klatkach piersiowych? Może je wyjęli? Podciągnął koszulę Harry’ego, ale wszystko było w
porządku. Przy okazji zdziwił się, widząc tatuaż – dwa ptaki. Poprawił jednak z
powrotem górną część garderoby wampira. A
może to jakaś trucizna?
W
końcu poddał się i usiadł pod ścianą. Nie wiedział co czy jak, ale wiedział
jedno – wszystkie trzy wampiry były martwe. Nie nieumarłe.
Martwe.
Witam! Dopiero dzisiaj znalazłam to opowiadanie. Przeczytałam od razu, aż do tego momentu. Strasznie wciąga. Jeszcze nie spotkałam się z pomieszaniem 1D i wampirów. Bardzo pomysłowe, nie powiem C:
OdpowiedzUsuńMasz talent do pisania, Czyta się szybko i przyjemnie. Ogólnie miałaś wspaniały pomysł i cieszę się, że zamieściłaś je tutaj :) Ogólnie fabuła mnie wciągnęła i możesz się mnie tu nie raz spodziewać. To dopiero drugi rozdział, a ja już nie mogę się doczekać i rozmyślam co bd dalej.
Życzę dużo weny i pozdrawiam! PAAA!
Opowiadanie jest wspaniałe. Bardzo mnie wciągnęło, a najbardziej rozśmieszyła mnie ostatni scenka, kiedy Louis wchodzi do ich domu i myśli, że są martwi. To było bardzo dobre. Zresztą masz wielki talent, który na szczęście wykorzystujesz. U ciebie nie da się zgadnąć co będzie w następnym rozdziale, a to się zdarza bardzo rzadko, przez co masz u mnie wielkiego plusa.
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny rozdział ? :)
łał. *.* pierwszy raz spotkałam opo. z 1D i wampirami. muszę przyznać, że pisanie idzie Wam świetnie ;D wszystko trzymacie w tajemnicy i nie wiadomo co dalej. macie u mnie wielkiego plusa :D:D
OdpowiedzUsuńczekam na nn i mam nadzieję, że zerkniecie ;) http://hue-hue-1d.blogspot.com/